sobota, 7 stycznia 2017

Memphis Warriors

Taki właśnie powinien zostać nadany przydomek jednemu z najbardziej walecznych zespołów ostatnich lat. Grizzlies czyli drużyna starej szkoły po raz kolejny udowodniła swoją wartość na parkietach NBA. Ostatni pojedynek pomiędzy Golden State Warriors, a Memphis zakończył się zwycięstwem dla niedźwiedzi. Była to wtedy jedna z dotychczasowych pięciu porażek Wojowników w aktualnym sezonie. Dzisiaj fani zgromadzeni w Oracle Arena liczyli na spektakularny rewanż, lecz i tym razem nie udało się zwyciężyć.

Praktycznie do połowy trzeciej kwarty mecz przebiegał na korzyść gospodarzy. Duża przewaga przyczyniła się do rozluźnienia atmosfery w drużynie z Oakland co nie jeden już raz udowodniło, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Tak też się stało i dziś. Memphis Grizzlies zaczęli trafiać oraz grać na tyle zespołowo by na koniec czwartej kwarty doprowadzić do remisu. Grizzlies raz za razem, głównie za sprawą Zach'a Ranpolph'a (27 punktów (12/17), 11 zbiórek, 6 asyst), umieszczali piłkę w siatce. Dogrywka to była już tylko kwestia czasu by po raz kolejny odnotować zwycięstwo drużyny z Memphis.


Najważniejszym graczem po stronie zwycięskiej był dla mnie Tony Allen, który walczył od samego początku o każdą bezpańską piłkę (12 zbiórek, 6 przechwytów), pomagał w tworzeniu akcji oraz dołożył od siebie 11 punktów. Widać zmęczenie Allen'a po tylu latach, ale nadal potrafi oddać całe serce na parkiecie by zwyciężyć za co go naprawdę podziwiam i szanuję.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz