Wybiła godzina 4:10, czas wstawać bo już za 20 minut zacznie się wydarzenie tego sezonu, wielkie pożegnanie Black Mamby po dwudziestu latach spędzonych na parkiecie. Od samego początku wiedziałem, że będę uczestniczyć w wydarzeniu historycznym. Zawodnik który zarażał miliony kibiców na całym świecie ma odejść w przeciągu dwóch i pół godziny. To była ostatnia możliwa okazja zobaczenia Bryant'a na żywo w roli gracza.
Jaki był ten wieczór? Niesamowity! Od samego początku było można poczuć wyjątkową atmosferę. Ilość celebrytów i byłych graczy nie tylko tych związanych z Lakers przytłaczała swoją obecnością. Specjalnie przygotowany parkiet na tą okazje tylko potęgował emocje. Sam mecz nie zapowiadał się zbytnio ciekawie dopóki nie wystrzelił sam Kobe. Praktycznie cały mecz piłki wędrowały do Bryant'a. Przyzwyczajeni do okrzyków "pass! pass!" w stronę Kobe'go, dziś można było usłyszeć raczej "Shot! shot!" od kolegów z zespołu.
Końcówka to już istny powrót do przeszłości, poczułem się jakbym oglądał mecz finałowy, który miał rozstrzygnąć kto tym razem dostanie tytuł. W pewnym sensie tak było w tym, że zwycięzca był tylko jeden - Bryant uwieczniając swoją karierę 60 punktami! Ustanowił tym rekord punktowy obecnego sezonu. Nie wchodźmy tutaj w niską skuteczność rzutową bo czy w takim przypadku ma to jakiekolwiek znacznie? Sądzę, że nie. Ważniejsze jest to, że w końcówce można było po raz ostatni zobaczyć ducha walki Black Mamby, wyraz twarzy, który niejednokrotnie uprzykrzył drogę do zwycięstwa przeciwnikom.
Obecnie przez głowę przebiega mi tyle myśli związanych z tym meczem, że nie potrafię ich uporządkować. Na pewno nie zapomnę tego wydarzenia.
Dziękuje za wszystkie emocje, za te pozytywne jak i negatywne. Dziś o 7 rano kiedy to piszę liga NBA zamknęła pewien rozdział w swojej historii . Rozdział, który już nigdy nie wróci i zostanie zapamiętany przez każdego kibica koszykówki.
PS. Gratulacje dla Warriors za ustanowienie nowego rekordu 73 wygrane to jest coś!
OdpowiedzUsuń