poniedziałek, 12 stycznia 2015

‘Kawałek Andre” w moim domu.

Nowy tydzień, po bardzo wietrznym weekendzie, który zaowocował połamanymi gałęziami w mojej okolicy więc czas na kolejny wpis. Zachęcam do przeczytania i obejrzenia w spokojnym zaciszu przy herbatce.  Teraz do rzeczy:
Moja przygoda z kartami zaczęła się jakoś 3 lata temu kiedy to zakupiłem  pojedynczą  paczkę, by sprawdzić jak to w ogóle wygląda. 
W przeszłości znałem tylko karty z filmów amerykańskich gdzie, co jakiś czas odgrywały swoje małe role oraz  ze zbiorów „Magic Basketball” dostępnych na naszym rynku w latach 90. Te dzisiejsze artefakty praktycznie moją wartość tylko sentymentalną. Ale to nie o nich tu chciałem pisać. Ciągnąc dalej moje wywody, coś sprawiło, że po pewnym czasie postanowiłem zakupić kolejne paczki, a jak wie każdy kto zbiera te karty: gdy raz się w to wejdzie, nie ma ucieczki.
Oczywiście nie ma w tym nic złego, jest to przyjemne hobby przynoszące satysfakcje każdemu zbierającemu.
Obecnie moje zbiory może nie są jakieś imponujące, ale zapewniam, że cała kolekcja posiada perełki, które z czasem zaczną pojawiać się na blogu.

Pierwsza kartą Game Used jaką zakupiłem był Andre Iguodala z limitem 544/550



Czemu akurat Andre? Uważam, że jest zdecydowanie w czołówce na swojej pozycji. Poukładany w grze i przede wszystkim skuteczny w akcji. Pamiętam transfer z 76ers do Denver, był to dla mnie zawodnik, którego wolałem kojarzyć tylko z jednym zespołem. Obecnie idealnie wpasował się w swoją role w drużynie Warriors i dawne przemyślenia poszły w las. Wielu uważa, że drużyna GSW zdobędzie najprawdopodobniej mistrzostwo. Ja osobiście uważam, że mają wielkie szanse, ale pomimo świetnych wyników to jeszcze nie ich chwila. Konferencja zachodnia jest tak mocna w tym roku, że na pewno nikomu nie będzie łatwo w fazie PO. Zapowiada się świetna rywalizacja, a co zrobi Stephen Curry i spółka pokaże czas.

PS.  Tak się złożyło, że Dominique Wilkins ma dziś urodziny, a wczoraj wspomniałem o nim. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz