poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Old New York City

Przyszedł czas na coś nie dotyczącego bezpośrednio NBA. Pomysł na tego typu wpis przyszedł po obejrzeniu i wysłuchaniu wywiadu z Skyzoo i Torae. Pos ten dojrzewał we mnie już jakiś czas i dziś postanowiłem się z wami nim podzielić. Muzyka, jest wszędzie: w radiu, w telefonie czy mp3, na ulicy, w sklepach, widzimy także graczy przygotowujących się do meczu w słuchawkach.
Muzyka może być lepsza lub gorsza, ale nie da się jej uniknąć, trzeba mieć ją w sercu i duszy by stała się dla ciebie czymś ważnym. Dla mnie właśnie taka jest, jest ze mną od zawsze i pewnie tak już zostanie. Chciałbym wam dziś opowiedzieć w dużym skrócie o kulturze hip hopowej tak wielce negowanej przez lata.


Narodziła się ona w najlepszym stworzonym do tego miejscu . Na ulicach Nowego Jorku, miasta które sam osobiście uwielbiam co dodaje kolejnego przywiązania do tej muzyki, w gettach lub jak kto woli na dzielnicach zamieszkałych przez czarnoskórą społeczność. Wszystko zaczęło już funkcjonować w drugiej połowie lat 60. dwudziestego wieku. Dzielnicą, którą można uznać za samą kolebkę tej subkultury, jest Bronx. Zdolna młodzież bez wielkich możliwości na świetlaną przyszłość znalazła sposób na zarabianie pieniędzy, nie koniecznie sprzedając narkotyki czy kradnąc. Sposobem na życie zaczęła być muzyka. Prędkość w jakim to wszystko się rozwijało była zatrważająca, co krok pojawiali się nowi didżeje, beatmakerzy. To oni skreczując, tworząc beaty, stworzyli brzmienie, które w przyszłości miało przebudzić czarnoskóra społeczność. Warto zaznaczyć, że z początku były to tylko utwory, produkcje czysto rozrywkowe. 

W 1967 roku do Południowego Bronxu przybył człowiek, który odegrał ogromne znaczenie w powstawaniu „nowej” subkultury, był to Kool Herc (Clive Campbell), później też jako „DJ”. To on zajmował się organizacją wielu imprez. Jeździł swoim samochodem z wystawionymi kolumnami rozpowszechniając pozytywne rytmy wśród ludności. 


Po pewnym czasie i wielu imprezach Kool Herc postanowił wzbogacić kulturę o kolejne  aspekty i zaczął powtarzać instrumentalne kawałki (breaki) pomiędzy zwrotkami, podczas których tancerze wychodzili na parkiet. Kool Herc chcąc podkreślić entuzjazm tancerzy do tworzonych przez siebie powtarzających się breaków nadał im nazwę „B-Boys” czyli „Break boys”. Właśnie w ten sposób powstał nowy taneczny styl – break dance. 


Kolejną postacią, której nie wolno pominąć pisząc o historii hip-hopu jest pochodzący z  Południowego Bronxu Afrika Bambaataa (Kevin Donovan). Jest on uważany za Praojca Uniwersalnej Subkultury Hip-Hopowej. W dużej mierze odpowiada za rozpowszechnienie hip-hopu na świecie. Bambaataa pragnął rozprzestrzenić swoją ideę pokoju, miłości, jedności, a także dobrej zabawy na całym świecie.  Jest osobą, która podjęła walkę z zagrożeniem dla młodych ludzi, które stanowiły gangi. Kto dziś o tym wie? Tylko świadomi słuchacze. Sam należał do jednego gangu: Black Spades, stworzył jednak nową organizację „Universal Zulu Nation” mającą w swoim statucie wiele pozytywnych założeń, i która miała promować kulturę hip hopową na świecie, a także pomóc w walce z przemocą gangów i ich wielkim wpływem na młodzież. Była to organizacja złożona z raperów, b-boyów, grafficiarzy mających świadomość polityczną i chcących coś zmienić. Zulusi są dziś praktycznie wszędzie, nawet w Polsce.


Wczesna muzyka hip-hopowa  była zjawiskiem ściśle powiązanym z nowojorskimi gettami, dzielnicami. Wyszła z nich dopiero wraz z sukcesem składu Sugar Hill Gang  i wydanym przez nich w 1979 roku singlem „Rapper’s Delight”. Utwór ten zwrócił uwagę Ameryki i świata na nowy styl w muzyce. Nie trzeba było długo czekać aż pojawiły się albumy pionierów hip-hopu: Grandmaster Flash and The Furious Five, Afrika Bambaataa, co oficjalnie ustanowiło hip-hop jako styl w muzyce i jako całość subkultury. W kolejnych latach było już tylko lepiej. Nowy Jork tamtych lat może nie był szczególnie atrakcyjny, ale to właśnie wtedy narodziło się coś naprawdę wielkiego, magicznego.  Dziś wiele budynków czy miejsc związanych bezpośrednio z historią muzyki mają statusy kultowych i odwiedzane są przez turystów, których to pasjonuje. Sam chciałbym kiedyś dostać taką możliwość i zobaczyć chociażby Brookyn’skie kamienice. Przejść się po ulicy jak Spike Lee w filmie „Rób co Należy” i poczuć ten klimat.



Miło jest dowiedzieć się, że są osoby, które jeszcze szanują te kulturę. Przykładem mogą być właśnie Skyzoo i Torae,  o których wspomniałem na samym początku. Nowy Jork nadal żyje i pamięta o dawnych czasach. Klimat z tamtych lat już nigdy nie wróci, nie ma co się nawet łudzić, ale jest jedna rzecz, która przetrwała - muzyka tamtego okresu, ona pozostanie na zawsze.

Ten wpis jest hołdem dla kultury lat 80 i 90.

Koncert Masta Ace (2011 rok)

2 komentarze: