Szkoda, że to już koniec weekendu gwiazd. Kolejne święto koszykówki za nami. Toronto zapamiętane będzie ze świetnego konkursu wsadów oraz oczywiście meczu gwiazd.
Oprawa przed spotkaniem bez większego rozmachu jak to miało miejsce przez ostatnie lata. Pomimo to prezentacja gracza i tak mi się podobała. Szybko zaprezentowano każdego zawodnika, ale czekano tylko na jednego. Kobe przy wejściu otrzymał ogromny aplauz. Dawno nie było widać tak zadowolonego Bryant'a, był po prostu szczęśliwy. Przed Meczem przygotowano mu pożegnalny film. To był jego wieczór.
Przejdźmy do samego meczu. Tak jak to bywa było sporo zabawy z piłką. Sporo dunków i jeszcze więcej rzutów za trzy punkty. Gracze bawili się równie dobrze co kibice. Defensywy nie było, tak jak niektórzy by tego chcieli bo przecież nie ma to sensu. Podczas meczu wszystkie oczy zwrócone były na Kobe'go. Każdy obserwował jego poczynania na parkiecie, a gdy tylko schodził na ławkę nadawca przypominał nam o jego obecności pokazując uśmiechniętego od ucha do ucha Bryant'a. Przyznam szczerze, że tak szczęśliwego dawno go nie widziałem. Kobe Bryant zdobył 10 punktów, zebrał 6 piłek i rozdał 7 asyst w niecałe 26 minut.
Świetnym wynikiem zakończył mecz wierny fan Kobe'go - Paul George mając na koncie 41 punktów co jest drugim wynikiem w historii weekendu gwiazd (na pierwszym miejscu Wilt Chamberlain 42 punkty). W pewnym stopniu to jemu należało się miano MVP meczu, ale zagrał w drużynie, która przegrała. Mecz zakończył się a jakże pięknym rzutem Stephen'a Curry'ego.Wynik końcowy to 196 - 173 do dla Zachodu co daje rekordową ilość zdobytych punktów podczas meczu gwiazd, a MVP meczu drugi raz z rzędu został szalejący przez całe spotkanie Russell Westbrook.
Podsumowując każdy all-star weekend wnosi coś przez co będzie zapamiętany. Według mnie był to najlepszy weekend gwiazd jaki odbył się przez ostatnie lata. Osobiście zaliczam go do czołówki moich ulubionych i chętnie będę wracał wspomnieniami do wydarzeń jakie mieliśmy przez ostatnie trzy dni. Organizatorsko jak zawsze pełen profesjonalizm, zadbano dosłownie o wszystko. Przyznaje, że nie zawsze lubiłem Black Mambę, jednym z powodów były moje upodobania do Bostonu, ale zawsze go szanowałem i szanować będę. W tym sezonie oglądam Lakers'ow jak tylko mogę, by zobaczyć szczęśliwego Bryant'a w kolejnych miastach, które go żegnają. Pokolenia Jordan'a zaczynają znikać z parkietów, a koszykówka nie będzie już taka sama. Dziękuje Kobe!
Za rok widzimy się w Charlotte, gdzie Michael Jordan i jego Hornets będą gospodarzami koszykarskiego święta. I mam nadzieje, że nie zabraknie tam Lillard'a ;)
oooo super karta KB24 z All Star Game... Zgadzam się z tobą i także zaliczam ten weekend do powiedzmy trójki najpelszych jakie widziałem...
OdpowiedzUsuń