Siedząc w przychodni postanowiłem jakoś wypełnić czas, który miałem tam spędzić. Czemu by więc nie rozpocząć koszykarskich refleksji na parę świeżych i trochę straszysz informacji, na które nie chciałem poświęcić osobnych wpisów ponieważ było by tego zbyt mało. Nie ma co przeciągać tylko od razu przejść do rzeczy.
Po pierwsze czy zauważyliście, że coraz częściej puszczają nerwy DeMarcus'owi Cousins'owi? Wiadomo nigdy święty nie był i ilość fauli technicznych w poprzednich sezonach mówi sama za siebie, ale taki już jest i raczej nic tego nie zmieni. Co nie zmienia faktu ze w ostatnich meczach Sacramento Kings ciśnienie rośnie. Ostatnia sytuacja miała miejsce podczas meczu z Oklahoma City Thunder. Mogła nawet zakończyć karierę Cousins'a gdyby doszła do skutku. Poprawność dzisiejszej ligi nie jest do końca przewidywalna wiec można obstawiać takie własnie zakończenie. Cała ta sytuacja z Adams'em była niepotrzebna - z jednej strony Adams nie musiał go podtrzymywać, a z drugiej nie był to na tyle mocny chwyt by Cousins nie mógł się nie uwolnić. Na całe szczęście Boogieman potrafi powstrzymać swoje emocje w ostatniej chwili i chwała mu za to. Jednym z powodów takiego zachowania są prowokacje, każdy wie jaki jest DeMarcus i każdy chce to wykorzystać na korzyść swojej ekipy. Kolejny czynnik to zapewne sytuacja w Sacramento, przed sezonem może wyglądało to dobrze, ale z biegiem czasu jest coraz gorzej i w zarządzie i w drużynie. Nie sądzę by w kolejnych latach DC pozostał w drużynie ze stolicy Kalifornii.
Sprawa druga to duet Lillard - McCollum. Według mnie (znacie moje zdanie co do samego Dame Dolla) jest to obecnie najlepiej grający duet w całej lidze. Potrafili wynieść rozbite Trail Blazers na wysokie miejsce w tabeli dające im możliwość gry w playoff. Dogadują się świetnie i tworzą coś czego brakuje w wielu klubach. Damian rozgrywa swój czwarty sezon w lidze, który jest jego najlepszym w karierze. CJ w swoim trzecim sezonie rozwinął się na tyle, że wszędzie go pełno czy to w obronie czy w ataku, gdzie równie świetnie radzi sobie zza łuku. Damian Lillard obecnie osiąga o wiele lepsze statystyki niż Derrick Rose podczas sezonu, w którym zdobył nagrodę MVP. "The Oregon Splash" to zdecydowanie mój ulubiony duet graczy w dzisiejszej lidze. Kibicuje Lillard'owi od początku jego kariery, od początku widziałem potencjał jaki w nim drzemie i mam nadzieje, że w końcu zacznie być doceniany. Po rozbiciu mojej drużyny z Portland widzę, że nie ma się czego martwić bo przyszłość nie musi być niekorzystna dla Trail Blazers. W walce pociągnie ich "The Oregon Splash".
Kolejna sprawa, a właściwie miłe zaskoczenie to sukces Stelmetu Zielona Góra w pucharze europy. Polska drużyna wygrała na wyjeździe z silnym przeciwnikiem Uniks Kazań 71 do 54 dzięki czemu Stelmet zagra w 1/4 finałów EuroCap. Jest się z czego cieszyć i walczymy dalej!
Houston jest jak tonący, który brzytwy się chwyta. Po tym jak rosną konflikty w zespole między Harden'em, a cała organizacją, po tym jak Rockets nie udało się pozbyć Howard'a i po tym jak przyjemny bieg w stronę play-off stał się mordęgą postanowili zatrudnić Michael'a Beasley, który właśnie rozgrywał swój sezon w lidze Chińskiej, gdzie został MVP sezonu z średnią 31 punktów, 13,2 zbiórki, 3,8 asysty i 1,3 bloku. Od dziś będzie on reprezentował barwy klubu z Teksasu aż do końca sezonu. Czy tak wybuchowa postać może pomóc z walce Houston? Czas to zweryfikuje.
Teraz trochę luźniej... widzieliście nową maskotkę Clippers? Chuck bo tak ma na imię, od dziś będzie zabawić ludzi podczas meczu. Jest dość kolorowy i właściwie nijaki. Nie reprezentuje nic po za tym, że jest reklamą conversów. Większą uwagę podczas prezentacji przyciągnął właściciel LAC - Steve Ballmer, który zadunkował zaskakując i rozbawiając przy tym niejednego kibica. Obecnie chyba nie ma bardziej szalonego właściciela w lidze od Ballmer'a.
Jeżeli jesteśmy już w tematyce Clippersów naszło mnie jedno spostrzeżenie odnośnie dzisiejszego meczu pomiędzy ekipą z LA, a Oklahoma City Thunder. Jak to jest, że Thunder po raz kolejny przegrywają w takim stylu. Potrafią porwadzić mecz 22 punktami, a i tak go przegrają w końcówce. Prawda jest jedna, dużo tu winy Russell'a Westbrook'a, który gra bez głowy - ma takie parcie na swoją osobę, że nic innego nie widzi. Pokazał to chociażby podczas meczu all-star. Patrząc na jego statystyki dostajemy zatrważający wynik - trafił tylko 5 razy w 38 rzutach na remis lub prowadzenie w ostatnich 10 sekundach czwartych kwart lub dogrywek. O czym to świadczy? Odpowiedzcie sobie sami...
Następna nowinka to powrót Baron'a Davis'a. Tak jak obiecał tak też zrobił i dawna gwiazda ligi od teraz zasilać będzie Delawre 87ers, którzy rywalizują w rozgrywkach Development League. Pomimo 37 lat na karku nadal ma ochotę powalczyć i kto wie może za jakiś czas znowu ujrzymy go na parkietach NBA.
Na sam koniec trochę historii. Dokładnie 2 marca 1962 roku czyli 54 lata temu w lidze padł rekord, który jeszcze długo pozostanie niezagrożony ( o ile kiedykolwiek ktoś zdoła mu zagrozić). Mowa tu o wyczynach Wilt'a Chamberlain'a i jego 100 punktach zdobytych w jednym meczu. Było to spotkanie pomiędzy Philadelphia Warriors,( w którym grał Wilt) a New York Knicks, które zakończyło się wynikiem 169 - 147. "Szczudło" zakończył mecz z wynikiem 36/63 trafień z gry, trafionych osobistych miał: 28/32 oraz łączną liczbę zbiórek: 25. Jego 50.4 ppg uzyskane na koniec sezonu 1961-1962 to rekordowa ilość, także nie pobita do dziś.
To by było na tyle, sądzę, że tego typu wpisy zaczną się pojawiać częściej bo jest wiele spraw, które chciałbym opisać, ale nie są na tyle długie by tworzyć dla nich osobne wpisy. Do następnego!
spoko wpis... nawet bardzo... dowiedzialem sie kilku ciekawych rzeczy...tak trzymac!
OdpowiedzUsuń