Dwa dni temu pojawiła się informacja o przejściu na
emeryturę jednego z czołowych graczy na pozycji rozgrywającego. Steve Nash
wielka postać NBA, ale czy spełniona? 18 lat na parkietach najlepszej ligi
koszykówki, 17,387 zdobytych punktów plus 10,335 asyst, aż 90,4% skuteczności
na linii rzutów wolnych. Nie zapomnijmy też o dwóch nagrodach MVP sezonu
zasadniczego (2004/05; 2005/06), zabrakło tylko jednego
- mistrzostwa NBA.
Szanuje go za to co pozostawił po sobie, grając wychował wielu zawodników, bez
jego pomocy Gortat nie byłby tam gdzie jest obecnie. Miły, otwarty człowiek z
pasją. Miał oczy dookoła głowy, wyjątkowy zmysł i najwyższe koszykarskie IQ. Do
każdej drużyny, w której miał przyjemność zagrać, wprowadzał świeżość. Jego
asysty powodowały podziw i szczęście na twarzy wielu obserwatorom i kibicom. Jak wiecie jego drugą pasją poza koszykówka
jest piłka nożna, wiele razy to udowadniał, chociażby podczas konkursu wsadów
gdzie popisowo podawał piłkę do dunkującego Stoudemire’a. Nash wypadł tam
lepiej od walczącego w konkursie. Tego typu zawodników niestety jest coraz
mniej, trzeba o nich pamiętać i wspominać z radością. Steve zasługiwał na
mistrzostwo, a pozostanie jednym z tych, którzy nigdy go nie zdobyli pomimo
swojej waleczności.
PS. Dzisiaj 23 marca swoje urodziny obchodzi kolega Nasha, świetny
rozgrywający, a obecnie główny trener drużyny Jason Kidd. Czego można życzyć
Jasonowi? Przede wszystkim sukcesów w tworzeniu i trenowaniu młodej drużyny Milwaukee
Bucks.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz